"Rocky" to obraz, którego z całą pewnością nigdy nie zapomnę. Mimo upływu lat nadal wspaniale się trzyma i bije na głowę wiele współczesnych tytułów tego typu. Rocky Balboa (Sylvester Stallone),
użytkownik Filmwebu
Filmweb A. Gortych SpĂłĹka komandytowa
"Rocky" to obraz, którego z całą pewnością nigdy nie zapomnę. Mimo upływu lat nadal wspaniale się trzyma i bije na głowę wiele współczesnych tytułów tego typu.
Rocky Balboa (Sylvester Stallone), pochodzący z nizin społecznych bokser, dostaje od losu wielką szansę. Mistrz świata wagi ciężkiej – Apollo Creed (Carl Weathers) proponuje mu walkę o pas. Rocky przyjmuje wyzwanie i pod czujnym okiem trenera (Burgess Meredith) rozpoczyna morderczy trening. Podczas przygotowań zakochuje się w nieśmiałej siostrze swego przyjaciela...
Fabuła jest prosta jak drut, jednakże w latach siedemdziesiątych uchodziła za bardzo oryginalną i wyjątkową. To właśnie "Rocky" zapoczątkował filmy typu "od zera do bohatera", których po dziś dzień powstało naprawdę mnóstwo. Obraz zaważył również na dalszej karierze Sylvestra Stallone'a. Scenariusz własnego autorstwa prawdopodobnie nie wystarczyłby w potoczeniu jego kariery w odpowiednim kierunku, gdyby nie upór aktora. Zażądał on bowiem, że sprzeda scenariusz tylko wtedy, gdy sam będzie mógł wystąpić w roli tytułowej. Ku zdziwieniu wszystkich, Sly spisał się świetnie, stając się nową wschodzącą gwiazdą Hollywood. Doskonale wypadli też pozostali aktorzy, tacy jak Talia Shire, Burt Young, Burgess Meredith czy Carl Weathers.
Pisząc o fenomenie "Rocky'ego", trzeba wspomnieć również o wspaniałej reżyserii Johna G. Avildsena. Osobiście twierdzę, że nikt inny nie zrobiłby tego filmu lepiej niż on. Facet jest mistrzem w ukazywaniu klimatu ulicy na ekranie, czego dowiódł właśnie w "Rockym". Hitem stała się także muzyka autorstwa Billa Contiego. Stworzył on wręcz nieśmiertelne motywy znane każdemu, kto choć trochę "otarł się" o kino.
"Rocky" okazał się niespodziewanym przebojem 1976 roku. Okrył chwałą wielu ludzi za niego odpowiedzialnych i szeroko otworzył im drzwi do światowej kariery. Dowodem na to są trzy Oscary, które zdobył pokonując tym samym w rywalizacji równie dobrego "Taksówkarza" Martina Scorsese. To niesamowity obraz pełen emocji, uniesienia, nadziei oraz chwały, w którym boks pozostaje tylko tłem na przestrzeni innych ważnych wydarzeń. Według mnie film bez absolutnie żadnych słabych stron. Polecam każdemu bez względu na wiek czy tym bardziej gust.